
Do mojego gabinetu regularnie trafiają kochający rodzice, z niepokojem opisujący zachowania swoich dzieci, które są dla nich źródłem stresu i lęku. Rodzice Ci nieraz przyznają, że techniki wychowawcze, które stosują są nieskuteczne i nie udaje im się dzięki nim osiągnąć spodziewanych efektów. Znamienne jest to, że metody, które opisują rodzice dotyczą bardzo różnych zachowań, układających się na kontinuum od całkowitej bezgraniczności i braku zasad do skrajnej nawet przemocy. Podkreślam raz jeszcze, że trafiają do mnie wyłącznie rodzice, którzy kochają swoje dzieci i to jak je traktują nie jest efektem okrucieństwa, psychopatii czy szeroko rozumianej patologii a wyłącznie skutkiem braku prawidłowych wzorców w ich domach pochodzenia, bezradności i braku wiedzy.
Skoro nie działa brak zasad, zwany potocznie i całkowicie błędnie „wychowaniem bezstresowym”. Błędnie, gdyż brak reguł, jasności i granic jest dla dziecka stresem ogromnym. Nie działa również skutecznie przemoc, gdyż narusza więź między rodzicem a dzieckiem, narusza poczucie bezpieczeństwa u dziecka, narusza również, niestety trwale, poczucie wartości u dziecka, u rodzica zaś powoduje często poczucie winy, bezradności i porażki. Co zatem jest skuteczne? Odpowiedź będzie może banalna, natomiast jej wprowadzenie w życie już takie proste nie jest. Uważam, że skuteczne wychowanie jako jakaś jedna jedyna sprawdzona metoda jest po prostu mitem. Nie ma „złotego środka”, nie ma jakiegoś cudownego tajemniczego sposobu, który spowoduje, że nasze dziecko będzie szczęśliwe i przy tym grzeczne, asertywne i potulne, uprzejme i umiejące zadbać o swoje potrzeby...Czy wobec tego jesteśmy skazani na błądzenie po omacku, eksperymentowanie na własnych dzieciach i liczenie na cud ? Tak źle na szczęście nie jest.
Istnieje szereg zasad, które mogą być dla nas drogowskazem. Na pewno na pierwszym miejscu zawsze i niezmiennie stawiam SZACUNEK. Szacunek do siebie i do dziecka, szacunek dla potrzeb dziecka i szacunek dla potrzeba własnych. Jakże trudny jest czasem balans między tymi dwoma biegunami wiedzą wyłącznie rodzice. Mam poczucie, że im dziecko jest młodsze tym bardziej powinniśmy przychylać się do jego potrzeb, im jest jednak starsze, tym bardziej możemy już dbać też i o siebie.
Szacunek oznacza również, że nie robię mojemu dziecku nic, czego nie chciałbym, żeby robiono mnie, nie biję, nie szarpię, nie popycham, nie wyśmiewam, nie straszę, ale też nie oczekuję, że dziecko samo się domyśli co może a czego nie. Sama chciałabym będąc w nowym dla mnie otoczeniu i sytuacji, żeby ktoś mi podpowiedział jakie są reguły, co wypada, co mi wolno, a czego nie, jakie będą konsekwencje naruszeń tych zasad. Myślę, że dokładnie w ten sam sposób możemy potraktować nasze dzieci. Bądźmy dla nich życzliwymi przewodnikami po życiu, wyznaczajmy im mądrze granice, bądźmy konsekwentni wobec dzieci, ale też koniecznie dotrzymujmy danego im słowa.
Tak niewiele, ale równocześnie tak tak trudno dotrzymać tych zasad. Im bardziej sami byliśmy wychowywani w odmienny od opisanego wyżej sposobu, tym trudniej samemu jest tak traktować dzieci. Myślę, że jeśli jesteśmy świadomymi rodzicami warto zdać sobie sprawę, że kiedy sytuacja wymyka się spod kontroli, czas zasięgnąć porady psychologa, a czasem skorzystać z terapii, żeby „rozprawić się z demonami z przeszłości”, które mogą uniemożliwiać nam bycie takimi rodzicami jak pragniemy być. Moi pacjenci często mówią, że ich główną motywacją do terapii jest los ich dzieci, nie chcą powtarzać wobec dzieci tego, co sami doświadczyli, albo stosować metod, które są efektem ich frustracji i bezradności. Myślę, że to naprawdę dobra motywacja. Kończąc z kolei terapię pacjenci często podkreślają, że nie tylko ich życie uległo zmianie, ale też ich dzieci są nareszcie szczęśliwe.
Zachęcam do przyjrzenia się swojemu rodzicielstwu i zadbania o to, żeby wychować dzieci w zgodzie ze sobą i z szacunkiem dla ich potrzeb. Hanna Kornas