
Zainspirowana doświadczeniem koleżanki, a także historiami moich pacjentów chciałabym dziś opisać trudności społeczne i psychiczne z jakimi muszą się mierzyć na co dzień osoby przewlekle chore. Przewlekła choroba poza oczywistym wymiarem cierpienia fizycznego niesie ze sobą cały szereg cierpień psychicznych. Otrzymanie diagnozy a jeszcze wcześniej oczekiwanie na nią- to czas zalewającego i paraliżującego lęku, lęku o życie, zdrowie, lęku o to jak zmieni się życie naszych bliskich, gdyby okazało się, że choroba okaże się śmiertelna. Po fazie lęku następuje czas złości, gniewu, poszukiwania winnych, ale także obwiniania siebie, „przecież mogłam wcześniej się zbadać” , „ wiedziałem, że palenie powoduje raka, a i tak paliłem”, „ za mało się ruszałem, nie ćwiczyłem, a mogłem”, „ powinienem był to wiedzieć”, „ to wszystko moja wina”. Takie i podobne myśli zalewają umysł chorego, dominującymi emocjami są lęk, ból, niepewność co do przyszłości, złość, brak poczucia wpływu, smutek i gniew. Pojawia się też dojmujące uczucie samotności.
Osoby chore bardzo potrzebują bliskich życzliwych im osób. Z jednej strony unikają ludzi, nie chcą uczestniczyć w życiu towarzyskim, wychodzić z domu, ani zapraszać gości, z drugiej strony samotność jest źródłem dodatkowego cierpienia. Pracując z osobami przewlekle chorymi słucham każdego dnia o ich osamotnieniu i poczuciu wyizolowania. Także rodziny osób chorych opisują, że krewni i znajomi unikają kontaktów również z nimi, jakby z obawy, że obcując z cierpieniem sami mogą się nim „ zarazić”. Wyjaśniając przyczyny tego zjawiska warto zauważyć, że nie są one jednorodne. Jedni boją się zarazić, inni nie chcą urazić chorej osoby, nie wiedzą o czym z nią mogą rozmawiać, a jakich tematów nie powinni poruszać. Bardzo chcą pomóc, ale nie wiedzą jak, wobec tego nie robią nic.
Jak zatem można pomóc w tej sytuacji? Stawiając czoła swojemu lękowi, zazwyczaj wystarczy po prostu być, towarzyszyć, być dostępnym, nie zrażać się odmowami, proponować swoje towarzystwo i nie bać się mówić o tym co się dzieje, nie bać się pytać i nie bać się słuchać. Zrealizowanie tych prostych postulatów wcale tak proste nie jest, jeśli jednak się uda, będzie to niezwykle pomocne dla chorych i ich rodzin.
Czasem gdy wsparcie bliskich nie wystarcza, nadchodzi czas, żeby sięgnąć po pomoc profesjonalną, zarówno osoba chora, jak też jej rodzina doświadcza tak silnego obciążenia emocjonalnego, że spotkanie z psychologiem może pomóc w poradzeniu sobie z tymi trudnymi emocjami.
Jedna z moich pacjentek, w przypływie złości i bezradności wobec choroby, powiedziała do mnie, że nie widzi sensu, żeby kontynuować nasze spotkania, „ po co mam przychodzić, nic nie da się zrobić, przecież nie będziemy obie siedziały i zalewały się łzami”, udało mi się zachęcić ją jednak do przyjścia, usłyszałam na końcu naszego kolejnego, rzeczywiście bardzo” łzawego” i poruszającego dla nas obydwu spotkania „dziękuję, czuję teraz ulgę, jest mi lepiej, odzyskałam nadzieję” .Właśnie takie słowa nadają sens mojej pracy, dla nich warto być, towarzyszyć i chociaż czasem wydaje się, że niewiele można zrobić, to to „niewiele” okazuje się jednak być bardzo ważne. Hanna Kornas