
Na dzisiejszej sesji pacjent powiedział, że jadąc na nasze spotkanie utknął w korku. Zapytany o swoje samopoczucie w tej sytuacji, z uśmiechem powiedział, że był spokojny, bo cytuję :" przecież nie wiozłem serca w lodzie do przeszczepu". Bardzo mocno to zdanie mnie poruszyło. Pomyślałam, że określenie "mieć serce w lodzie" z powodzeniem mogłoby stanowić jednostkę chorobową wielu moich pacjentów. Na skutek przeżytych traum, doświadczeń często przekraczających próg możliwości i wytrzymałości dziecka, niektóre osoby uczą się zamrażać na emocje i uczucia. Podobnie ratownicy medyczni czy strażacy jadąc na akcję muszą w pewnym stopniu wyłączyć swoje emocje, żeby skutecznie pomagać. Ci drudzy jednak najczęściej po powrocie z akcji w jakiś sposób odreagowują przeżyte stresy, rozmawiają ze sobą o tym co się działo, rozmawiają ze swoimi bliskimi, czasem płaczą, czasem chodzą smutni i przygnębieni przez jakiś czas, czasem odreagowują idąc na imprezę, czy bawiąc się z przyjaciółmi. Jakkolwiek tylko potrafią to jednak odreagowują, czyli rozmrażają swoje zamrożone uczucia. Dzieci nie znają tych mechanizmów odreagowania, a czasem trudne wydarzenia spotykają je tak często, że nie mają czasu i szansy na rozmrożenie. Z czasem takie dzieci dorastają, często robią kariery zawodowe, zakładają rodziny i funkcjonują jako przykładni obywatele. Jednak w środku ich serca zostają zamrożone. Nie potrafią w zdrowy sposób przeżywać lęku, smutku, złości, miłości, radości. Ciągle odczuwają pustkę, ciągle się czegoś boją lub na coś złoszczą, czują się samotni, niezrozumiani, sami siebie nie rozumieją. Przeżywają mnóstwo wstydu i poczucia winy. Nie potrafią budować trwałych związków, nie mają bliskich przyjaciół, nie czują się nigdzie bezpiecznie, często popadają w nałogi, żeby tylko zagłuszyć te wszystkie niechciane przez nich i niezrozumiałe uczucia. Nadmiernie wzruszają się na filmach czy wobec krzywdy dzieci lub zwierząt , przy tym wobec siebie pozostają nieugięci. Z czasem część z tych osób przychodzi na terapię, nieskładnie, często ze wstydem i lękiem, czasem ze złością lub goryczą mówią o tym, że przyszli, ale właściwie nie wiedzą po co. Często nie łączą doświadczenia na przykład przemocy w dzieciństwie z tym jak się obecnie czują. Ze spokojem rozmawiamy, cierpliwie ich wysłuchuję, wypytuję o wiele rzeczy. W ten sposób powstaje coraz bardziej spójna historia ich życia i długiego cierpienia. Zaczynają rozumieć, że to jak się czują nie wzięło się znikąd, zaczynają rozumieć i czuć coraz więcej. Tym właśnie jest często proces psychoterapii- " rozmrażaniem zamrożonych serc". Mój dzisiejszy pacjent też ma " serce w lodzie" , coraz częściej ten lód już się rozmraża, coraz więcej rys na szklanej otoczce. Pewnie dlatego ta metafora, której użył, a która tak bardzo do niego pasuje, mnie poruszyła. Rozmawialiśmy dziś o tym na sesji, nieraz jeszcze będziemy rozmawiać, powoli, czule, delikatnie, cierpliwie...aż do pełnego rozmrożenia. Drodzy państwo nie pozostawiajcie swoich serc w lodzie! Jeśli cierpicie i nie rozumiecie dlaczego, jeśli Wasi bliscy mówią, że trudno im do Was dotrzeć, rozważcie spotkanie ze specjalistą, psychoterapeutą, psychologiem czy psychiatrą. Chociaż terapia jest procesem ogromnie bolesnym i trudnym to jednak wartym tego trudu i walki. Pozwólcie sobie na spędzenie reszty życia w lepszy sposób. Hanna Kornas i mój terapeutyczny pies ☺️