Asertywność kontra życzliwość - 03.06.2023r.
Jest piękny sobotni dzień, właśnie zakończyłam moją ulubioną ogrodową aktywność czyli koszenie trawnika. W przeciwieństwie do psychoterapii, która czasem trwa kilka lat, zanim przyniesie pożądany rezultat, koszenie trawy jest mocno satysfakcjonujące, gdyż daje efekt natychmiastowy. Kiedy więc kosiłam trawnik moje myśli wędrowały wokół przeróżnych zjawisk psychologicznych- jak zwykle zresztą 😉 Od mniej więcej półtorej roku prowadzę w ośrodku warsztaty rozwojowo-psychologiczne, co przyjemnie uzupełnia moją codzienną ponad dwudziestoletnią psychoterapeutyczną aktywność zawodową. Założyłam też grupę na whatsappie, gdzie dołączają systematycznie kolejne uczestniczki warsztatów. Dyskutujemy tam i o terminach i o tematach kolejnych spotkań. Dość często pojawia się tam potrzeba rozmawiania o asertywności, stawianiu innym granic i byciu w zgodzie ze sobą. Są to też tematy, które praktycznie codziennie poruszam z moimi pacjentami na terapii. Opiszę więc historię, w której ostatnio uczestniczyłam, a która jeszcze mocniej zatrzymała mnie na owych tematach. Jakiś czas temu zachorował jeden z moich psów, na szczęście niezbyt poważnie, ale jednak wymagał wizyt u weterynarza i przyjmowania leków. Któregoś dnia zabrakło mi tabletek i ustaliłam telefonicznie z moją panią weterynarz, że mam po nie podjechać do jej gabinetu i wejść między pacjentami. Wyjaśnię tu, że leczę moje zwierzaki u cudownej pani doktor. Z racji tej cudowności, jednak mocno obleganej przez pacjentów, więc każda wizyta w przychodni zajmuje niestety kilka godzin. Przyjechałam do przychodni, jak zwykle pełnej po brzegi, wyjaśniłam czekającym osobom moją sytuację i poprosiłam, czy mogę wejść do gabinetu z osobą, która właśnie będzie wchodzić. Wszyscy się zgodnie zgodzili, gdy nagle jedna z czekających osób, właścicielka dwóch kocich kontenerów z miauczącą zawartością, nazwijmy ją tu „Panią Spieszącą się” powiedziała głośno i stanowczo: „ ja się nie zgadzam, ja się proszę pani spieszę” grzecznie wyjaśniłam raz jeszcze, że potrzebuję tylko odebrać czekające na mnie leki, co zajmie mniej niż minutę i że chcę wejść razem z panią a nie zamiast niej. Pani Spiesząca się była jednak nieugięta, „skoro ja czekałam, to i pani musi teraz poczekać”. Wrodzony humor podpowiedział mi, że niekoniecznie, wystarczy, że się pani zgodzi, żebym teraz weszła, to nie będę musiała czekać wcale, ale nie po to jestem przecież psychologiem, żeby nie rozpoznać od razu, że Pani Spiesząca się humoru tego raczej nie doceni 😉 zamilkłam i usiadłam grzecznie w poczekalni, pozostali pacjenci mnie wsparli, mówiąc, że cała reszta czekających pozwala mi wejść ze sobą i że mam się nie martwić. Nie martwiłam się, pomyślałam, że może o czymś nie wiem, może Pani Spiesząca się, faktycznie strasznie się spieszy i że w związku z tym wizyta zajmie jej chwilę. Kiedy otworzyły się drzwi Pani Spiesząca się zabrała swoje dwa miauczące kontenery i weszła raźno do gabinetu. Od razu mocno poprawił jej się humor, zza drzwi dobiegał pogłos śmiechu, żartów, opowieści o urlopie pani. Kiedy 45 minut później Pani Spiesząca się opuściła gabinet weterynaryjny, rzucając mi na odchodne pełne wyższości spojrzenie, zostałam w środku z jakąś dziwną przykrością. Pomyślałam też, że może za kilka dni Pani Spiesząca się opowie na przykład swojemu psychoterapeucie jaka była dzielna, jak asertywnie się zachowała, jak odmówiła czyjejś prośbie, jak postąpiła w zgodzie ze sobą i nie uległa presji innych osób. Bo przecież z jej perspektywy tak właśnie mogło to wyglądać. A ten psychoterapeuta pochwali swoją pacjentkę i powie super, brawo, wspaniale że umie już pani o siebie dbać. Terapia działa! Smuteczek we mnie pozostał i pomyślałam, że czasem może warto jednak z siebie zrezygnować na chwilę, czasem warto nie być asertywnym a tak po ludzku i zwyczajnie życzliwym? Trudno mi znaleźć i podać regułę i klucz do tego kiedy postępować z zgodzie ze swoimi potrzebami, a kiedy z nich rezygnować na korzyść innych, ale dzięki Pani Spieszącej się będę jeszcze uważniej się przyglądać i sobie i moim pacjentom, kiedy będą pragnęli uczyć się asertywności. Droga Pani Spiesząca się chcę wierzyć, że ćwiczyła pani swoją asertywność, egzamin z niej zdała pani na szóstkę, z człowieczeństwa już niestety nie. Dziękuję jednak mimo wszystko pani za tę lekcję, dzięki której będę jeszcze bardziej uważna. Na zakończenie napiszę jeszcze, że mój pies wyzdrowiał i ma się świetnie, podobnie jak drugi. Dowód na to przedstawiam na załączonym obrazku:) Na warsztaty niezmiennie zapraszam, już za kilka dni będziemy mówić o komunikacji, a kolejnym razem może właśnie o życzliwości i patrzeniu na różne sprawy z różnych stron;) Hanna Kornas